Hola, española!

  Nareszcie! To, co za oknem, pokryło się z tym, co pod stopką maszyny. I nareszcie to nie było:  "być może będzie pogoda i może uda mi się to założyć". Nie. To szyła się sukienka, na której fason wpływ miały iberyjskie temperatury i której kolor jest jak malinowy smak lata.

 Dzianina, kusząca barwą, hiszpańskim latem i rytmami flamenco pochodzi od miekkie.com i, że tak powiem, trafia w punkt (dots&spots). Model sukienki powstał na bazie wykroju M1561 z magazynu MY Image 1/2015. Z 2,5 metra jerseyu wycięłam 8 klinów: 4 na przód, 4 na tył, falbanę i pasek. I chociaż materiał na stole to dzianina i chociaż mogłam zastosować inny model, to jednak kliny przeważyły szalę decyzji. Sukienka "hiszpanka" z klinów pięknie podkreśla linię talii a dół jest uroczo rozkloszowany. Ale ze względu na kliny falbana musiała składać się z 4 elementów krojonych na bazie półkoła - "kombinacjon" na wyższym poziomie. Wewnętrzny obwód falbany wynosi 200 cm, a długość paska,do którego, doszyta jest falbana 120 cm. Gumka, którą wciągnęłam w pasek ma szerokość 2 cm, a długość 80 cm. 

 Zewnętrzny brzeg falbany obrzuciłam na coverlocku mereżką. Jednak posiadanie coverlocka nie jest obowiązkowe. Dzianiny jersey dobrze się szyje także na maszynach domowych, a brzeg falbany można obrzucić zygzakiem, zmniejszając docisk stopki, co zapobiegnie jego rozciągnięciu, o ile same go nie naciągniemy. 

  A czy jersey na taką sukienkę, na  "espaniolę", jest odpowiedni? Ależ oczywiście. Jersey jest lekki, miękki (co oczywiste ;) ), ładnie się układa, nie "wybija się" i bardzo komfortowo nosi. I ten kolor! Aaaa i przypominam, że "od św. Hanki, zimne wieczory i poranki". Falbana może zmieniać lokalizację, raz może być w wersji hiszpańskiej, raz stanowić marszczony okrągły dekolt z falbaną. 

 Tymczasem, wraz z nadejściem upałów "wyjechali na wakacje wszyscy nasi podopieczni", więc możliwość wieczornych spotkań w miłym gronie znacznie wzrosła. Sukienka przyda się na pewno. Hola, española! 

Dressmaker

  Parafrazując Ludwika XIV: sukienki to ja. Chociaż kombinezony też nieźle mi wychodzą. I chociaż nie jestem jak Kate Winslet w filmie "The Dressmaker", to też lepiej mnie nie wkurzać, gdy szyję. Może to spowodować, że rzucę to, czym w danej chwili się zajmuję i przy minimalnym okresie czasu oraz jego maksymalnym wykorzystaniu, uszyję sukienkę, której sama sobie będę zazdrościć. 

 Oto potwierdzenie. 

 Stopień rozdrażnienia: 100 (skala, wiadomo, od 1 do 10). Pomysł: sukienka maxi. Wykrój: góra od sukienki z Burdy 8/2016 model 113 , dół półkoło ze skosu. Czas: trzy godziny. Materiał: kelly krepa. Ilość: 330 cm, szeroki na 150 cm. Cena: 8 zł/m. Dodatki: zamek kryty o dł. 60 cm.  

   Zaczęłam od skrojenia dołu - półkoło ze skosu. Półkoło ze skosu musi powisieć. Chociaż trochę. Potem wykroiłam dwa kwadraty, które podkleiłam flizeliną - prasowanie, a z których to następnie wykroiłam plisę dekoltu i i zeszyłam jej wewnętrzną krawędź - prasowanie. Przystąpiłam do odszycia podkroju pach plisami krojonymi ze skosu. Prasowanie. Połączenie plisy dekoltu z elementami przodu i tyłu zajęło mi najwięcej czasu, około godziny. Prasowanie. I tak minęło 1,5 godziny. A dół się naciągnął... Doszyłam dół. Prasowanie. Wszyłam zamek. Prasowanie. Oczywiście, pomiędzy tymi czynnościami. występuje jeszcze obrębianie na coverlocku moim kochanym.

 Przymiarka - długość zdecydowanie zbyt maxi, stopień zadowolenia zdecydowanie na plus. Założyłam, że sukienkę będę nosić do koturnów. Dodałam te kilka centymetrów do mojego wzrostu, ustawiłam skalę na manekinie. Sukienkę zawdziałam na manekina, manekin postawiłam na stole. Określiłam wymaganą długość i krok po kroku, stosując starą metodę: linijka-podłoże-kreda, wyrównałam dół. Potem elegancko (czytaj: szybko), obrzuciłam dół mereżką. Prasowanie.

  Trzy godziny. Maksymalnie wykorzystany czas na poprawienie sobie nastroju sukienką :)

Letni chillout

    Przepraszam, czy już lato? Czy już czas na letni kontakt z naturą? Na wiatr niosący zapach skoszonych łąk, na falujące łany zbóż, na zdziwienie nieletnich: "To ziemniaki kwitną?, na przerażenie "miastowych": "Sarna by mnie przeleciała!".  Czy już czas na letnią utratę przyczepności z rzeczywistością?

   Już czas na letnie lenistwo, na wodę z miętą zerwaną w ogródku, na wygodę z samym sobą. Czas na porzucenie eleganckich sukienek, butów na obcasie. Czas na luz. 

   Może być na przykład jeansowy luz w postaci kombinezonu. "...Pośród pól malowanych zbożem rozmaitem..." błękit tkaniny idealnie wpisuje się w pejzaż lata. Do tego jeans jest cienki, przewiewny, o odpowiednim, urlopowym stopniu zagniecenia. 

  Model 111 z Burdy 6/2017 można ,bez oporów, przemianować z eleganckiego na wakacyjny, z nogawkami przedłużonymi tak, by kombinezon pasował tak do trampek, jak i do koturnów. Jeans, zawczasu upatrzony, trzeba  nabyć w miekkie.com . A mając go już w rękach można oddać się marzeniom o wielkim błękicie ... Wtedy szybciej się podejmuje decyzje, co z tego uszyć. Szybciej się kroi i szybciej szyje. Szybciej też można się pomylić i na przykład skroić sobie za krótkie szelki. Co w obliczu ograniczonej ilości materiału przyprawia o załamanie, nie tylko pogody. Jednak, jak mówią: główka pracuje! W celu pozyskania kilku centymetrów długości szelki można zamiast odszycia góry kombinezonu zastosować plisę. I do tej plisy doszyć dopiero szelki... Można też tak się spieszyć, będąc napędzanym radością szycia z wakacyjnego jeansu i zbliżającego się urlopu, że już zupełnie z głowy wyleci, że może tą plisę z tyłu pasowałoby zakończyć jakimś guziczkiem na pętelkę... 

   Ale... letni luz, jeansowy luz... bo już lato... 

Porządek musi być

  Mam nową teorię na temat sprzątania. Otóż, aby czynność ta nie była przykrą koniecznością i przynosiła satysfakcję, należy sprzątać tylko te rzeczy/miejsca, które lubimy. Podwyższony poziom endorfin wpływa na naszą kreatywność, a ta, wiadomo, popycha nas ku nowym rozwiązaniom, by ulubione rzeczy/miejsca uczynić lepszymi. I tak od słowa do słowa, moim ulubionym miejscem jest moja samotnia do szycia. Jedyne miejsce, w którym mogę sobie bałaganić do woli, i które lubię sprzątać. W związku z tym postanowiłam zrobić porządek w niciach i zwalczyć 

niciane kołtuny.

Kreatywność na 10! Zrobiłam separator na nici.

Wycięłam paski z tektury o szerokości 6 cm

Następnie "przymierzyłam" szpulki i zaznaczyłam miejsca, które należało skleić.

DSC_0745-1.jpg

Podzieliłam pasek na odcinki o dł. 6 cm.

DSC_0748-1.jpg

Co drugi pasek odwróciłam tak, by linie podziału wychodziły na przemian.

DSC_0758-1.jpg

Wzdłuż linii podziału naniosłam klej na gorąco, ale może też być inny klej dobrze spajający.

DSC_0758-1.jpg

Sklejone paski stanowią dosyć sztywny element...

DSC_0766-1.jpg

...ale po ich rozciągnięciu powinniście otrzymać efekt przypominający plaster miodu.

Kolejny etap, to czysta przyjemność: układanie szpulek. Satysfakcja murowana.

Taki separator można umieścić w szufladzie lub w pudełku. Jego długość zależy od szerokości miejsca, w którym chcemy go umieścić, dlatego lepiej przygotować sobie dłuższe paski. Szerokość pasków natomiast należy dostosować do wysokości szpulki nici, np.: dla nici firmy Amanda może to być 6 cm, dla nici z Nit-Polu 4 - 4,5 cm. 

I voila! Mam porządek w niciach. Nie przewracają się, nie plączą, łatwo odnaleźć potrzebny kolor. Extra! 

DSC_0763-1.jpg
DSC_0766-2.jpg
DSC_0763-1.jpg

Rozmiary lata.

Podobno posty za długie piszę. 

To będzie krótko.

 Zawsze myślałam, że mam mały biust. No wiadomo, widzieliście kiedyś kobietę zadowoloną ze swego wyglądu w 100%? Ja nie. Mimo całego pozytywnego nastawienia, wrodzonego optymizmu, nabytych różowych okularów i okresowego pesymizmu, nie postrzegałam swojego fizis za ideał. Żeby nie było, nie postrzegam w dalszym ciągu, mimo...

  Mimo wizyty u brafiterki. I nie był to pierwszy lepszy sklep z bielizną i z panią, która WIE LEPIEJ! Była miła pani i stwierdzenie: "Mam nadzieję, że się Pani nie spieszy...". Było mierzenie, bo wiadomo mój centymetr (!) może kłamać. Było pytanie o rodzaj pracy, o aktywność fizyczną. I było dobieranie. Bo nie szycie! Szyć to będę ja, te biustonosze, jak tylko dotrę na mój wymarzony kurs brafiterski do Stolicy. I był efekt WOW i że ja całe życie źle się nosiłam no i WOW...

 Po tym wszystkim muszę sobie poszyć nowe sukienki, bo po zmianie w niektórych, z tych co mam, nie mogę wziąć głębokiego wdechu. Materiał stawia opór, ale takie zmiany to ja akceptuję.

 Przed Państwem ja w nowej sukience. Model 123, Burda 4/2017 , rozmiar 44, wiadomo - na większych rozmiarach lepiej widać model. Zmiany: skróciłam szelki,  góra przód dopasowała się do rozmiaru, góra tył została zwężony i skrócony dół pleców o ok. 3 cm, ale mogłam bardziej. Materiał: punto milano, zakupione w sklepie stacjonarnym. Reszta idealnie ;)