Idź szyć!

    Dzieci mamy szyjącej wykorzystują to, że mama szyje. Wykorzystują nie tylko do tego, aby posiąść nową część garderoby w unikatowym stylu. Wykorzystują do tego, aby mieć święty spokój i móc realizować swoje projekty. Bo wiadomo szyjąca mama nie czepia się, że klocki, resoraki, kredki, klej do wszystkiego, taśma dwustronna, taśma szara rozciągnięta, papier wszystkich rozmiarów, droga do wyścigów oraz Monopol, że to wszystko razem sobie leży, jakby miejsca nie miało. Szyjąca mama sama robi taki bajzel, że ho ho ho. Szyjąca mama, jak złapie fazę na szycie, to ogranicza się tylko do wydawania podstawowych posiłków. Wtedy pociechy szyjącej mamy mają raj. Niestety faza na szycie nie trwa za długo. I znowu padają komendy : pozbieraj klocki, odklej taśmę od mebli, nie łaź po plecaku, podnieś ubrania..

 W sobotni poranek, już zabierałam się do wygłoszenia tyrady na temat wyższości porządku nad bałaganem, już wymieniłam powietrze zapasowe, już wzięłam głęboki wdech, wypełniający wszystkie partie płuc i już już miałam zacząć, gdy padło zdanie : Mamo, idź szyć.

  Poczułam jak powietrze schodzi ze mnie i odzywają się nałogi szyciowe. "Posprzątajcie potem", powiedziałam i poszłam szyć.

 Wzięłam dzianinę szarą i w kwiatki, wzięłam Burdę Szycie krok po kroku 2/2014. Wybrałam model 4H, ale przedłużyłam go do modelu 4A. Zwęziłam rękawy oraz zrobiłam zaszewki na plecach, by sukienka się ładnie układała. Dekolt wykończyłam poszyciem bez flizeliny, bałam się, że będzie za grubo i nie będzie to dobrze wyglądać.

Dzieci miały raj, bo szycie mnie wciągnęło i uszyłam jeszcze spodnie...ale o tym innym razem...

Historia na pamięć.

   Są różne metody na ćwiczenie pamięci. Testy, krzyżówki, fiszki...podręczniki, ćwiczenia... Ja otwieram szafę z ubraniami.  Okazuje się, że moja pamięć nieźle zapamiętuje kiedy i co szyłam i jakie były okoliczności. Moja pamięć i zakodowane w niej wspomnienia wpływają potem na to, że nie mogę się pozbyć niektórych rzeczy, bo jak je szyłam to...

   Na przykład taki płaszczyk : kratka czarno-biało-szara, Burda 10/2008, model 101.

   Chyba pierwszy raz szyłam z materiału w kratkę i już wtedy usiłowałam udowodnić, że 1,80 m wystarczy, bo przecież długość płaszcza + długość rękawa... a znowu taka wysoka nie jestem, a rękaw 3/4...

A ludzie, piszący instrukcję w Burdzie ( żeby takie instrukcje pisać! ), czarno na białym, podali 2,30 m futra ! Noooo, skoro nie szyję z futra, to 1,80 m wystarczy.( i tak mi zostało, nie jeden raz podejmowałam się szycia mając mniej materiału niż było wymagane. Ale, będę uczciwa, nie jeden też raz musiałam dokupić brakujący kawałek..)

   Na cały wieczór zajęłam podłogę w pokoju. Nad materiałem wykonałam zestaw ćwiczeń z zakresu jogi połączonej z pilatesem (z powtórzeniami 3 x 30 ). Efekt był zadowalający : kratkę udało mi się dopasować. Ładnie zeszła się na bokach i na rękawach

   Mecz wtedy był...Liga Mistrzów...to musiał być środa.. bo w publicznej tv, takie rzeczy tylko w środę...wtedy jeszcze na meczach nie haftowałam...

   Przód podkleiłam po całości flizeliną. Stójka wszywała  się bez problemów. Myślałam, że może maszyna nie podoła, bo za grubo będzie, ale nie.

Potem podszewka i wielkie guziki czarne. Dziurki trochę za blisko brzegu sobie zrobiłam i niepotrzebnie je nacięłam do końca...

  Poza tym, że udowodniłam sobie, że z 1,80 m da się uszyć płaszcz ( wyczyn dla lubiących sytuacje extremalne ), pokazałam również, że dodatki wcale nie muszą być jednokolorowe. Najfajniejszą rzeczą w moim płaszczyku w kratkę, rękaw 3/4, jest kwiatek. Wiadomo, kwiatek do kratki zawsze pasuje. Kwiatek, czarno-biało-szary z filcu, kupiłam na bazarze. Kwiatek jest, bazar zlikwidowali, pozbawiając niejednego emeryta kontaktów towarzyskich, pielęgnowanych całymi latami...

   Płaszczyk służy mi do tej pory i prędko się z nim nie rozstanę, bo lubię go bardzo.

Dziewczyny lubią brąz.

     Uszyłam pelerynę.

     Uszyłam pelerynę i w niej nie chodzę.

     Uszyłam pelerynę i w niej nie chodzę, bo nie mam jej do czego założyć.

Proszę i oto z poziomu:

 NIE MAM CO NA SIEBIE WŁOŻYĆ

przez

NIE WIEM CO NA SIEBIE WŁOŻYĆ

 doszłam do etapu

 MAM, ALE I TAK NIE MAM

  Wszystko wina materiału. W całości podobał mi się baaardzo. Brąz z beżowo- różowymi kwadracikami. A mam mówiła: nie bierz, taki komunistyczny, bury taki. No jaki bury, jaki bury? Taki ciepły brązik. I róż do niego, i beż....

    Wizję pelerynki z tegoż materiału miałam już w głowie. Wykrój, za pomocą którego mogłam zrealizować moje plany znalazłam w Burdzie 8/2007,  model 111 - kurtka z pelerynką. Ową pelerynkę od razu przedłużyłam, gdyż w oryginale wydała mi się za krótka, co mogłoby spowodować poszerzanie sylwetki, a tego raczej unikam.

     Skroiłam poszczególne części. Chwilę pogłowiłam się co, do czego, i w której kolejności. Pozszywałam. Najwięcej zabawy miałam z podszewką w pelerynie. Do części spodniej podszewka dopasowała się idealnie. Natomiast w pelerynie ciągnęła się, albo ściągała materiał wierzchni: ciepły brąz w kwadraciki. Ale wiem już dlaczego : należy pamiętać, że na wykrojach są takie strzałki pokazujące kierunek ułożenia formy na materiale i nie należy tego ignorować, mimo, że podszewka i do środka nikt nie będzie zaglądał...

      No fajnie, fajnie wyszło. Zadowolenie na 110%, spadło po wizycie w pasmanterii do 10 %. Nie ma guzików do ciepłego brązu w kwadraciki. Albo brąz za mocny, albo róż za blady, albo beż nijaki.

     Skończyło się na tym , że kupiłam dwa zestawy guzików i jedną klamerkę do paska.

     I nie jestem do końca przekonana, co do guzików...

     A kurtka z pelerynką dalej sobie wisi...może jakiś pomysł?

Z dzieci na dzieci.

      Podobno przysłowia mądrością narodu, a więc coś z branży odzieżowej: "z dzieci na dzieci, aż się rozleci".

     Przynajmniej raz udało mi się zastosować do tego przysłowia. Do tej pory, w przypadku ubrań ze Starszego na Młodszego, mogłam spokojnie wpisywać "nie dotyczy", mimo tego, że: "drugi chłopak? O, to ubrania już masz!". No niby mam...ale bluzy- jak żagiel, spodnie - Młodszy wchodzi luzem do jednej nogawki... Okazuje się być dosyć "liniowy".

     A tu kurtka jedna okazała się być odpowiednia. Szyłam ją jakiś czas temu (3 lata) na Starszego z Burdy 10/2011, model 139. Wybrałam rozmiar 128, bo do takiego Starszy wówczas pretendował. Wycięłam, przymierzyłam, forma wydała mi się mała. Sprawdziłam, czy nie pomyliłam rozmiaru, ale nie. Rozmiar 128 był ostatnim, czyli największym z proponowanych przez magazyn. Powiększyłam, przedłużyłam. Wykorzystałam miękki materiał z półki " na płaszcze". Do środka wszyłam beżową pikowaną podszewkę z ociepliną, do kaptura beżowy polar. Kawałki tegoż polaru wykorzystałam do umocowania troczków zapięcia. A zapięcie na kołeczki. Bardziej ozdobne niż praktyczne, bo pod plisą zamek.

   Bardzo mi się podobało.  Ale Starszy nie nachodził się tej kurtce za długo. Śmignął w górę, jak zwykle niepostrzeżenie, i wszystkie długości przedłużone stały się za krótkie.

   Po trzech latach Młodszy dorósł do kurtki po Starszym i choć nie te obwody, to jest ok i na spacer i na wygibusy....

Softshell mały, softshell duży.

   Jeżeli weekend zaczyna się w piątek, a niekiedy nawet w czwartek wieczorem i jeżeli przyjmiemy, że jednak w czwartek, to w tak długi weekend nie można nie szyć. A co i z czego i w ilu kopiach, to zależy głównie od stopnia pozytywnego nakręcenia na szycie. Nie można nie szyć, tym bardziej, gdy istnieje wysokie zapotrzebowanie na kurtkę uniwersalną, lekką i zapewniającą ochronę od deszczu, wiatru i chłodu. Nie można nie szyć, gdy wykrój jest, materiał jest, dodatki są, chęci są.

  Softshell moro nabyłam latem po drastycznej cenie 10 zł/m, a to z tego powodu, że był maźnięty białym czymś z obu boków i na całej długości. Środek na szczęście ocalał.

Softshell duży powstał pierwszy. Wykrój 140/146 z Burdy dla Dzieci 1/2009 model 646, powiększony do 152, a właściwie przedłużony.

  Od razu się przyznam, że nie była to moja pierwsza przygoda z tego typu materiałem. Pierwszą zaliczyłam rok temu. Softshell był czarny. Maszyna odmawiała współpracy. Igły zmieniałam niemal na czas, a i tak szyć nie chciały.  Na polu lało i wiało. Powstało coś, czemu można przyglądać się z daleka, a dokładnie się przyglądać nie jest wskazane w ogóle.

  Nauczona doświadczeniem, maszynę zmieniłam od razu na cięższy kaliber, cięższy dosłownie i w przenośni: Łucznik Finesse musiał powstawać z resztek tarana bojowego, jak nic. Nieopatrzne spuszczenie go na nogę grozi ciężkim uszkodzeniem kończyny. Ale za to jak szyje! Nawet nie sprawdziłam, jaka igła jest założona. Szło jak po maśle. Czy to strona lewa, czy prawa, czy dwie warstwy, czy trzy, czy softshell, czy bawełna - maszyna szyła bez oporów. I sąsiedzi okazali się wyrozumiali i nikt nie zgłaszał, że się tłukę... Maszyna do cichych nie należy...

  Do tego  seledynowe zamki, sznurek i lamówki. Szwy wewnętrzne, których nie obszyłam lamówką, potraktowałam nożyczkami z ząbkami.  Zmieniłam kaptur na głębszy. Kurtka na sobotę była gotowa.

  Mały softshell, to już była po prostu taśmowa robota. Zmieniłam rozmiar na mniejszy 128/134, Burda, jak wyżej. Młodszy cieszył się jak zając na wiosnę. Bo najważniejsze: żeby być jak Starszy Brat.

Kratkowanie, cd.

 Chciałam mieć depresję, ale mi nie wyszło.

 Chciałam się "zaszyć" w domu - i już samo to wykluczyło depresję. Dobra terapia zajęciowa w postaci szycia i innych handmade i już po obniżonych nastrojach. 

 Może inaczej : chciałam mieć spokój, żebym mogła sobie szyć i kleić i wycinać i haftować...

 Jednak, na poniedziałek były potrzebne kwiatki, minimum 10.

Potem wzięłam się za koszyk:

To znowu wypychałam domki :

Zrealizowałam też plan "dżem z dyni":

Przepis:

2 kg dyni wypatroszonej i obranej, 1 soczysta pomarańcza + skórka z tejże, 2 duże jabłka (obrane, pokrojone w kostkę ), cukru jak kto lubi, ale lepiej mniej niż więcej, 1/2 szklanki. Dynię, jabłka i pomarańcze gotujemy na małym ogniu, aż się utworzy masa dżemowa, można sobie pomóc blenderem i wymiksować na końcu, dodać cukier, skórkę pomarańczową. Gorący dżem przełożyć do słoików, słoiki zakręcić i postawić do góry dnem, aż do wystygnięcia. Polecam.

A i jeszcze podziwiałam pracę twórczą Starszego, który, wzorując się na oszczędnych Szkotach, wszystko skleja taśmą klejącą ( Scotch )

Nie ma czasu na depresję, do roboty, do roboty !