Bałagan - DIY

  Okazuje się, że jestem lepsza od moich dzieci w bałaganieniu. One ograniczają się do swojego pokoju, a ja moją twórczość roznoszę po całym domu. Tu materiał, tam pudełko z włoczkami, wór z wypychem, który miał być wepchany chociaż do szafy, ale się nie zmieścił. W przedpokoju stoją kolumny z filcu, jak zły sen architekta. Obok zrolowany półpergamin i celafon. Na szafce teka z wykrojami, kolejny materiał, kilka Burd. I manekin nabyty na wyprzedaży, wymagający interwencji na oddziale chirurgii estetycznej - ortopedię zaliczył w pierwszej kolejności. I tak wyciągam co chwilę coś, co ma mnie zmotywować do działalności krawieckiej. Wyciągam, rozkładam, patrzę, włączam wizualizację.... i nic. Składam z hasłem "może...".

 W tej niemocy krawieckiej a może na to wszystko, naszła mnie ochota na dywanik do łazienki. Przytachałam ogromniastą poszwę bawełnianą. Pociachałam ją na 5 cm paski, co , jak wiadomo przy targaniu bawełny, idzie łatwo tylko nitek pałętających się po domu przybywa.

 Z powstałych pasków upletłam metry warkoczy i zasiadłam do maszyny. Nareszcie! Jak złamałam piątą igłę nie było mi już tak do śmiechu. Resztę doszyłam ręcznie na wieczornym filmie. ( meczu nie było ;)

Tak mi się spodobało, że pocięłam jeszcze zasłonę, zwiększając stopień zabałaganienia.

Pogoda w kratkę.

Pada, pada, pada... , ale za to jak! Pod każdym możliwym kątem.

Rano nie pomogła nawet największa parasolka. Obawiam się, że tylko wodoszczelny uniform od czubka głowy po mały palec u nogi sprawdziłby się. 

Zapobiegając przeziębieniu z powodu przemoczenia stóp, postanowiłam się wysuszyć i rozgrzać kawą. Do kawy, wiadomo, coś słodkiego i jakaś mała robótka. Mała, bo czuję, że jak tak rano zmokłam i tak pada i nawet psa z domu szkoda wypuszczać ( Momoooo! skoczysz do sklepu po ciacho ?) , to mała robótka jest bardzo na miejscu.

Od dwóch tygodni poleguje u mnie kratka bawełniana gruba, nabyta przez mą Rodzicielkę  w SH. I tak poleguje, raz w jednym miejscu, raz w drugim, ale cały czas na wierzchu, bym jej z oczu nie straciła. Ma ładne kolory, z przewagą pomarańczu. No i tak mi w oczy właziła, że w końcu ją zaczęłam ciąć. A że metrów tej kratki jest ze 4, bo to załonka była, tak odcinam po kawałku. 

Na początek obłożyłam nią pudełko po śledziach, w którym przetrzymuję rożne takie podręczne przy szyciu: skalpel, agrafkę, magnes ze starego adapteru, bardzo dobry do szpilek, jakąś stopkę, guzik, itp... Pudełko miało wygląd nic a nic nie kojarzący się z szyciem. Stało tak sobie w ciemnym kąciku. A teraz trafiło na pierwszy plan.

Materiał przykleiłam klejem do wszystkiego. Górę wykończyłam beżową lamówką ze skosa, przeznaczoną oczywiście do czegoś innego. Jeszcze kokardeczka z guziczkiem i po śledziach ani zapach nie pozostał. 

Tak mi fajnie poszła moja mała robótka na rozgrzanie, że jak mój wzrok padł na nie używaną puszkę po kawie, to od razu zobaczyłam ją w pomarańczowej kratce. 

I przeznaczenie jej stało się jasne.

Jak już było mi całkiem ciepło, postanowiłam sprawdzić jeszcze jakość nowego wypychu. Noo, bardzo fajny jest, bardzo. Bardzo dobrze się nim wypycha igielniki. Model, który prezentuję, zoczyłam na blogu 

http://brummig.blox.pl/2014/09/Do-poduszki.html

 i tak mi się spodobał ( na równi z wpisem) , że takowy sobie uczyniłam.

I teraz mam taki zestaw w kratkę, a kratki pozostało jeszcze duuuuużo, więc nie wiadomo czy kolekcji nie poszerzę o : nowe wkłady do koszyków, ściereczki, chwytaczki, domeczki ozdobne, pokrowiec na czajnik z herbatą, pokrowce na jajka na miękko, torbę eko, pudełko na coś, ramkę....

To może jutro też będzie mi zimno...

Wzór z akcentem

To jest jakiś żart... Kupiłam jeans, o charakterze mięsistym i rozciągającym, i ze wzorem. Jeans granatowy, wzór biały. Wzór nadrukowany, a nadruk nie od krańca do krańca, tylko spory margines, moim zdaniem, nieużytków. Ha, no i trochę musiałam kombinować, żeby ten wzór się nie rozchodził. Udało się. Jest sukienka. Model sprawdzony. Nawet na Teściowej.

Odszycia mnie denerwują, bo za grubej flizeliny użyłam i są za sztywne, ale... to mniejszy problem...

Właściwie jaki problem? Tylko śmiać mi się chce.

Sami popatrzcie.

Otóż, moi drodzy, z czym Wam się ten wzór kojarzy?

Mnie się trochę kojarzy....

Może nikt nie zauważy.....?

Ale trochę w stylistyce Inków te wzory, prawda?  

Ale chodzić czy nie chodzić ? Schować i założyć jako żart sytuacyjny ? 

A tak się napracowałam, żeby wzór się... schodził.

Model na lata

Macie takie ciuchy, które uwielbiacie i z którymi nie możecie się rozstać, mimo upływu lat?

Najgorzej rozstaje mi się z rzeczami, które szyłam, a ponieważ mam ich już całą szafę....nie jest łatwo. Sentyment jest ogromny i najczęściej lądują w piwnicy, bo może kiedyś, bo szkoda, taki fajny materiał...

Mam takie dwie sukienki: dwa różne materiały, ten sam wykrój.

Czarna - chociaż za czarnym nie przepadam - wspaniały materiał, trafił w moje ręce na skutek porządków u znajomej. Świetnie się szyło, dobrze się nosi. Nic dodać nic ująć.

Beżowa - z tego to się spodnie szyje ( grubsza bawełna), usłyszałam na początku - jak spodnie, jak sukienkę chciałam? Beżowej nie miałam. Och, najwyżej "do pola będzie". Powstała sukienka i do pracy i do piachu..., tzn. na plac zabaw.

Do dzisiaj najgorzej jest zaraz po praniu i wyschnięciu. Prasowania ze 20 min, a potem pod wpływem krzywizn ciała, siadania, wstawania i innych wygibasów dostosowuje się i jest bardzo wygodna. I lubię ją bardzo.

 Obie i czarna i beżowa mają zamki kryte, odszycia wokół dekoltu i podkroju pach. I liczę, że zostaną ze mną jeszcze na długo...

Kieszonki

   Pakując się na urlop, spakowałam sporo. W myśl przysłowia : lepiej dźwigać, niż ścigać. Od czasu do czasu nachodziła mnie myśl, co będzie, gdy...samochód odmówi posłuszeństwa na trasie i trzeba będzie to wszystko nieść???!!!

  Takie czarnowidztwo mam we krwi. Dotyczy ono też pogody. Ta, jak wiadomo, nad Bałtykiem bywa różna. Przerobiłam tam zakres odzieży od późnej jesieni do bikini i to oczywiście w lipcu i na jednym turnusie. Do tego pory, gdy nic nie schło i gdy brakło koszulek i spodenek. I takie prognozy meteo, gdy na mapie 30 stopni na plusie, a z plaży ludzie uciekali, chlastani lodowatym wiatrem po nieosłoniętych częściach ciała i nawet parawan nie pomagał.

   ...więc spakowałam szeroki wachlarz odzieży, zakładając, że jednak dojedziemy...pomyliłam się tylko w kwestii kurtek...nie były potrzebne tym razem...

   Bardzo za to przydały się spodnie krótkie.

  Taki model w tym roku sobie sprawiłam. Podwyższony stan wykończony pomarańczową dzianiną. Zamek - jaki miałam taki wszyłam, byle nie za bardzo rzucał się w oczy ( pora na zakupy pasmanteryjne była późna, a chęć posiadania krótkich spodni zbyt wielka ). Worek kieszeni przyszyłam bezpośrednio do części przedniej. Wlot do kieszeni wykończyłam lamówką z w/w pomarańczowej dzianiny.

Tylne kieszenie mają taki trick: pomarańczowa wypustka sprawia wrażenie, że są małe i płytkie. Po zbliżeniu widać, że są to całkiem normalnej wielkości kieszonki. Do takiego wykonania kieszonek, zmusiłam sama siebie, wykrawając za krótkie paski tkaniny na wypustki.

 ( donoszę, że nic się nie odkleja )

  I z bluzeczką, z dzianiny z Teofilowa, w granatowo białe paski i z białym żagielkiem w tle (żagielek baardzo w tle ).Wykrój na bluzkę pochodzi z Papavero.

Jak żona młynarza

   Miałam przeczucie. Przeczucie, że biała sukienka będzie mi potrzebna na wakacje. Kolor wielce niepraktyczny, szczególnie w wyprawach z dziećmi, które: a to jedzą lody czekoladowe, a to prowadzą wykopaliska łapskami. Potem tymi łapskami, które Sanepid nie dopuściłby do użytku, chwytają za białą sukienkę. Bo jak można skuteczniej zwrócić matczyną uwagę? Ano robiąc plamę na bieli...

  Wszystko to nastąpiło dużo, dużo później... 

  Na samym początku był materiał, 1,5 metra i Burda z lipca tego roku. Materiał to grubsza bawełna, mnąca się już od samego patrzenia na nią. W związku z tym, jak już tak się wymięła na całości i zrobiła jak kreszowana, zaprzestałam wyżywania się na niej żelazkiem. Planowany uszytek, dzięki temu, uzyskał pożądaną cechę wszystkich ubrań wakacyjnych : nie wymaga prasowania.

   Jakby tego było mało, uprościłam wykrój, zamieniając szeleczki doszywane, na szeleczki przeciągane i z białej dzianiny. Górę przodu i tyłu obrębiłam, podwinęłam  tak, by utworzył się tunel i w ten tunel wciągnęłam pasek białej dzianiny. Dopasowałam długość, a zamiast misternego połączenia, zawiązałam na kokardkę. Zamek też sobie darowałam. 

   Reszta sukienki: wykończenie podkroju pach, gumka w pasie, falbana- zgodne z zaleceniami.

   A potem zdarzyła się wycieczka na zachód słońca do Świnoujścia w przepiękne miejsce Stawa Młyny. Jakbym wiedziała, że taka sukienka w takim miejscu będzie wprost idealna! 

  Trochę tylko wiało. Młodszego chcieliśmy obciążyć kamieniami, by go nie zdmuchnęło z falochronu. Przetrwał. Trzymał się sukienki.