Ciepło, cieplej..

Ale się szyło! Szast prast i już.

Polar to fajny materiał. A jeszcze TAKI polar podnosi wartość uszytego ubrania, szczególnie dla jego odbiorcy. No i dla małych szyje się szybko.

To kolejny fun art, tym razem dla miłośniczki wkurzonych ptaków. Przedświąteczne portale doniosły, że dzieci nie cieszą się z prezentów, jeśli są to ubrania. A guzik ! Można kupić skarpetki i SKARPETKI. Należy wcześniej się zorientować, co kto lubi, a to wymaga trochę zachodu. Jednak, jak już zgłębimy tę tajemnicę, to radość obdarowanego jest naszą radością.

 Tak było i w tym przypadku. Euforia pod choinką. Efekt tego jest taki, że Mała chodzi w tym codziennie do przedszkola, koleżanki zazdroszczą ( a nic nie wpływa tak dobrze na kobiece samopoczucie, jak wywołanie zazdrości u innej kobiety, nawet w tak młodym wieku ;)), a Mama nie drży, że pociecha zmarznie.

  Szyjąc bluzę, naszła mnie myśl, jak wykorzystać pozostałe skrawki materiału, aby nie zalegały zbyt długo jako "przydasie". Powstały czapki i ocieplacze na szyję. Pełnia szczęścia osiągnięta.

Teraz zima może przychodzić.

Nie taki filc straszny

Zawartość damskiej torebki - źródło nieustających zaskoczeń.

Postanowiłam zrobić sekcję swojej własnej torebce, a więc: światło, stół, znieczulenie oraz mycie rąk niekoniecznie,ale może rękawice ochronne będą przydatne? Siostro, skalpel! Ups, Siostra daleko, a skalpel jest w środku ! Aaaa, tak, tak, w torebce są dwa, na wypadek, gdybym chciała zastosować cięte riposty.

 Co my tu jeszcze mamy: terminarz tegoroczny i zeszłoroczny, bo jeszcze nie przepisałam wszystkich ważnych informacji , etui na dokumenty, długopisy: 3 całe i 2 w kawałkach, próbka perfum , paczka zapałek, portfel, komórka, mini apteczka, mini kosmetyczka, 2 szyszki, patyczki do uszu, plik rysunków Młodego- bardzo cenne, metr krawiecki- myślałam, że zgubiłam; czekoladka za zakupy powyżej 30 zł , kalkulator, pieczątka, grzebień, chusteczki higieniczne i niezidentyfikowane paragony, z których tusz zszedł pomiędzy wrześniem a grudniem ubiegłego roku.

 Często sobie postanawiam, że jak będę miała nową torebkę, to sporządzę sobie superfunkcjonalny organizator i nic, dosłownie NIC nie będzie mi się po niej walało. O, to może być noworoczne wyzwanie - uszyć organizator,... albo utrzymać ład w torebce...

 Tymczasem, zamiast wyżej wymienionego organizatora, powstają nowe torebki z filcu z haftem.

Tak się rozpędziłam, że Łuczniczka już ledwo ciągnie, ale na podorędziu jest Singer Heavy Duty... na szczęście.

Zdążyć przed śniegiem

To mój prywatny "must have" na tą zimę. Kurtka z kapturem, dłuższa, ruchów nie krępująca i z dużymi kieszeniami. I udało się. Zakupiłam tkaniny granatowej, podobno kodura, 3 metry, bo : a jak nie wyjdzie kaptur, albo kieszenie? Do tego pikowaną podpinkę w kratkę, bo taka ładna. Do kaptura granatowy polar. Zamek kostka plastikowa. Wykrój miałam już gotowy. Odszukałam Burdę, celem porównania pomysłu z oryginałem ( model 126 A, Burda 1/2009). Nagięłam oryginał do pomysłu. Zszyłam części wierzchnie. Wszyłam kieszenie. Zamek. Powstał namiot cyrku rosyjskiego :)

 Zmodyfikowałam kaptur, bo był taki zwykły.

Następnie udałam się do pani kaletnik z prośbą o nabicie otworów wylotowych dla sznurka ściągającego tenże kaptur raz i talię dwa. Fajnie wyszło.

 Potem zajęłam się podpinką, jak zwykle trochę roboty, bo się czepia i trzeba cierpliwości, ale kto powiedział, że się nie da? Do kaptura wszyłam granatowy w/w polar.

Najwięcej zabawy było z utworzeniem tunelu w pasie. Doszłam do wniosku, że trzeba zszyć warstwę zewnętrzną z podpinką. Zszyć to nie problem. Kłopot, aby sobie nie przesunąć jednej warstwy względem drugiej, bo się będzie źle układało. Po wielokrotnym mierzeniu, odmierzaniu i powolnym szyciu tunel na sznurek powstał.

Ale, ale, zamiast standardowego sznurka, dostępnego w pasmanterii, wykonałam sznurek z granatowej bawełny.

I jestem niesamowicie zadowolona. Powinnam tylko wszyć do rękawów takie ukryte ściągacze, bo jak wieje, to faktycznie po rękach wieje.

P.s: Przed śniegiem zdążyłam :)

święta są dla nas

Kalendarz adwetnowy ogołocony nawet z kokardek.

Co nieubłagalnie wskazuje, że święta tuż, tuż

Przygotowania w pełni. Rozgardiasz w całym domu. Wszystkie ozdoby na wierzchu. W kuchni front walk o tradycje świąteczne, a więc: nie, nie frytki, nie pizza, nie kotlety...

Nie obyło się bez użycia maszyny, celem poszerzenia chaosu przedświątecznego i tak powstały

i poduchy świąteczne: materiał bawełna i satyna.

i portki na świąteczne wylegiwanie się ( wiadomo, kto będzie się wylegiwał ?)

(materiał: dzianina polska z Teofilowa, a  gumka ze sznurkiem ze sklepu U Czeremchy )

I tak ze spokojem można wracać do kuchni :)

Miłych przygotowań :)

Jak to z ninją było.

Kto nie chciał mieć maskotki z ulubionej bajki, ręka do góry!

Ja chciałam Misia Uszatka, i żeby miał ubranka i taki domek....

A Młodszy chce ninje z kreskówki Lego Ninjago. Ale nie jednego, tylko wszystkich...Oczywiście figurki ze słynnych klocków się nie liczą. Byłoby za łatwo. No i jaka to maskotka? Z plastiku?!

 Mamo uszyj! A tu Łuczniczka wysłana na kanał (należało się jej). Polatałam po znajomych i przytachałam do domu dwie maszyny.

Poszukiwania odpowiednich materiałów -  to była chwilka. Potem :

 I do dzieła:

Szycie okazało się przygodą i testowaniem owych maszyn. Pierwsza, to Silver Crest z Lidla. Sprawdziłam. Polecam. Szyje cicho,  nie przerywając snu sąsiadom.  Połączenie polaru z puntem- bez problemów. Trochę drga przy wrzuceniu wyższego biegu, czyli jak się chce szybciej. Maszyna na dobry początek.

Z ninją poszło bez problemów.

Druga maszyna ( na warsztacie drugi ninja dla zaprzyjaźnionych), była dla mnie dużym zaskoczeniem. Jako że Silver Crest miałam na chwilkę, a bez maszyny na weekend nie mogłam zostać, bo groziło to depresją, pożyczyłam też Husqvarnę 6360. Ciężka..., jak armata. No i tak sobie myślałam:  i co ty potrafisz, jakieś pokrętła na zmianę, jakaś taka passe, bez gadżetów... Zaskoczyła mnie wszystkim. Jest cicha, mocna, bez zmiany igły (nawet nie zajrzałam, jaka jest założona) przeszyła polar, punto, satynę, bawełnę z aplikacją... oczywiście nie wszystko na raz, po kolei.  Bardzo dobry transport. No i to wąziutkie wolne ramię - marzenie. Pogratulowałam właścicielce. Miała nie lada szczęście, kupując.

W porównaniu moja Łuczniczka wypada blado, ale trochę ma lat i trochę się naszyła, no i raczej jej nie oszczędzałam...

Maskotki wypchałam wkładem do poduszek. Zaszyłam. Oczy wyszyłam czarną muliną. Czarny pas z czarnej dzianiny. Jak na szycie pod presją : czy już, czy już, czy już?! wyszło całkiem całkiem :)

Już.

Młodszy zadowolony, o pozostałych kompanach czerwonego nie wspomina.. na razie..

 Mnie zaś inwencja twórcza poniosła i jeszcze bluzę uszyłam. To lubię: widoczny efekt mojej działalności krawieckiej :

aaa ciaaaa  :)

I w sto koni nie dogoni dnia , który przeminął..

... czyli nadrabianie zaległości...

W listopadzie odbył się CZWARTY ZLOT fanek i fanów krawiectwa. Odbył się w mieście jak najbardziej ku temu odpowiednim- w Łodzi, i w miejscu , które, jak żadne inne, do tego się nadaje - w Strimie.  

https://www.strima-atelier.com/

 I znowu się działo: ploty i ploteczki, krzyżowały się z informacjami na tematy krawieckie i przeplatały z szumem  maszyn do szycia. A było na czym szyć! Bowiem Strima Atelier użycza nie tylko dachu nad głową, ale i parku maszyn : od domowych po przemysłowe.

Szyło się , szyło. Uszyte zostały maskotki na aukcję charytatywną, a tkanin dostarczyli :

Jak komuś szybko poszło- vide: mnie- można było skorzystać z wykrojów Burdy :

i z otrzymanych tkanin, uszyć coś dla siebie... a o tym w innym poście.

Fajnie było się ponownie spotkać. Dziękuję, tym ,którzy przyczynili się do powstania idei zlotów krawieckich, tym , którzy je organizują i mam wielką nadzieję, że będzie kontynuacja...

A oto relacja obiektywem zlotowego fotografa:

https://plus.google.com/photos/105752156296847816038/albums/5950242090977848177?banner=pwa

Pozdrawiam