Serce na plecach

    Nastąpił chroniczny stan szyciowy. Charakteryzuje się on tym, że się szyje szyje szyjeszyjeszyje... i w pewnym momencie następuje tak prosty, tak banalny błąd, że ożeszszszsz... Dom zamiera....padają pierwsze domysły : maszyna się zepsuła.... wizja załamania, głębokiej depresji rysuje się w świetle ledowych lamp...

  Nie... maszyna działa... to tylko serce... z materiału serce na PLECACH !!! przyszyłam...

  Po cichutku je wyprułam. Przeprasowałam miejsce po niefortunnym wszczepie. Wszyłam ponownie, tym razem na przodzie. Jest bluzka z sercem. Nawet dwie. Padła propozycja, bym następnym razem spróbowała naszyć duszę na ramię... :)

Pozdrawiam.

Załamanie pogody

   Jeszcze zima nie odpuszcza. Jeszcze pierwsze ciepłe dni nie gwarantują nadejścia wiosny. Jeszcze może być zimno. Jeszcze z baranem po śniegu na sankach....

 Jeszcze zdążyłam z futrem.

 Powierzchnie płaskie w moim domu zalegają kłaczki. Na nic się zdało krojenie każdego z elementów wykroju ( kto zgadnie, z którego wykroju korzystałam ? ) na lewej stronie materiału, niemal w powietrzu, niemal samymi szpicami nożyczek.  Na nic się zdało krojenie z odkurzaczem, niemal przy nożyczkach. Na nic trzepanie wykrojonych elementów na balkonie przy wietrze ze wschodu. Na nic...wszędzie zalegają "kurzkoty" o pięknej barwie szaro czarno białej.

  Jednak efekt końcowy wynagradza te niedogodności. Cóż, w końcu dom - nie muzeum, a szyć trzeba.

  Futro, oczywiście sztuczne, w pasy, nastręczało jedną niedogodność: przy wykrawaniu poszczególnych elementów, należało zwracać szczególną uwagę, aby wyżej wymienione pasy pokrywały się przy szyciu. Odkurzacz musiał trochę dłużej pochodzić, ale udało się.

  Futro w pasy dostało satynową podszewkę czarną, bardzo elegancką. I rękawy z czarnego skaju, tym razem wszyte na amen.

I już wiadomo, że to kolejna adaptacja wykroju z Burdy.

  Zapięcie na pętelkę może sprawiać wrażenie, że futerko ani ziębi ani grzeje... ale czy to do końca wiadomo jaka pogoda będzie na wiosnę.

Wypłaszczona, part 2

   Dobrze jest.

   Płaszcz model 101, Burda 10/2008 uszyty. Tadaaaammm

   Wiem, wiem, znowu to samo....

   Ale co zrobić, jak się podoba?

   I to nie tylko mnie się podoba...

   Tymczasem wymienię zalety płaszcza, które potwierdzą, że warto go szyć.

  Otóż, po pierwsze: 6 elementów wykroju: przód z odszyciem, tył, dwie części rękawów, stójka, odszycie karczku tyłu, kieszeń..., 1,2,3....aaa w sumie 7 elementów.

 Po drugie: żadnych podstępnych cięć, prosto jak z łuku strzelił, szczególnie na grzbietach reglanowych rękawów.

 Po trzecie: kieszenie wpuszczone w boczne szwy zapewniają dogodny dostęp do niezbędników takich jak klucze, telefon, próbki materiałów...

 Po czwarte: fajnie się go nosi. Jest wygodny. Można na elegancko i na sportowo.

 Po piąte: odpowiedni dobór materiału nadaje mu oryginalności, czyli: nikt takiego nie ma.

 Po szóste: można dodać coś od siebie, np: dopinane rękawy ze skaju. Wykorzystałam 40 cm skaju matowego czarnego, 40 cm czarnego punto i 12 guziczków, czarnych również. Powstały dwa rękawy zwężane ku dołowi.  A wszystko po to, by oryginał wykroju mógł być oryginałem, gdy cieplej. Gdy zimno dopina się drugą część rękawa na sześciu guziczkach do plisy usztywnionej i doszytej do podszewki płaszcza.

  Następny płaszcz będę szyła z zamkniętymi oczami. Po tym dokonaniu post będzie nosił tytuł " Jak przeszyłam sobie palec"....

Rosnące Pi

 Pi jako stała matematyczna, stałą matematyczną zostało.

 Pi w ludzkiej postaci etap 3,14 przekroczyło dawno temu i, obawiam się, że stałą małą matczyną nie chce zostać.

Pi urosło na długość i na szerokość i mówi, że już mu żeberek nie widać. Aczkolwiek obwody nadal utrzymują się dolnych granicach. Pi ma długie nogi, szybko biegające za piłką. Pi lubi sobie pospać, szczególnie rano. Pi ma ulubiony kocyk, który zabierze ze sobą jak będzie duży i nie będzie mieszkał już z mamą... Pi lubi Pi-żamki. Najbardziej takie, których nikt nie ma.

  A takiej nikt nie ma : bluza z dzianiny w pasy, spodnie z szarego lnu. Zaszalałam i spodnie podwinęłam na taśmie, a sznurek przeszyłam podstępnie, żeby go nie dało się wyciągnąć, jak to do tej pory bywało. P powstało z białego punto.

 Po przespanej w piżamce nocy nastał piżama-day.

 Na lodówce pojawiła się lista chętnych na piżamki : F, T, J....

 Lista czeka na realizację, materiał nabiera mocy urzędowej...

 Pi szpanuje, bo dalej ma wyłączność.

Zawieszony

   4 lata temu straciłam serce, ... do płaszcza straciłam serce. I nie dlatego, że tak bardzo podobał mi się i poczułam nagły poryw, niemal arytmię, że taki właśnie muszę mieć. Nie. Przestałam go lubić.    Niby taki fajny kolor i taki milutki flausz i fason,już sprawdzony, też niczego sobie. Tym razem chciałam długi rękaw i pasek. Zrobiłam długi rękaw i podszewkę prawie wszyłam... i jakoś mi nie leżał. Pewnie ten pasek, szlufki za wysoko, a kieszenie za nisko, stójka za wysoka...tylko dziurki wyszły idealnie jak nigdy.... Wyprułam podszewkę, a prucia nienawidzę i poprawek też. Pomyślałam: Uffffi jak ja nie lubię poprawek i prucia. Rzuciłam w kąt płaszcz i jego podszewkę. Nooo, nie rzuciłam, bo szkoda, taki fajny kolor... powiesiłam w najdalszym kącie szafy. I zawiesił się na 4 lata.  Nie spodziewałam się, że dopadnie go taki problem z dziedziny IT: zawiesił się. Po roku chciałam zastosować reset i wprowadzić poprawki: skrócić z długości, rękawy zebrać i doszyć mankiety, coś zrobić z tym paskiem... jednak znowu się zawiesił...

  Latka leciały....płaszcz wisiał...

  Jak to nieraz bywa przy poszukiwaniach pod kryptonimem " nie mam się w co ubrać", natrafiłam na ów płaszcz zawieszony, bo niedokończony i to było TO. Taki właśnie był mi potrzebny, ten kolor, ten fason. Oczywiście rano nie miałam już czasu na wprowadzanie poprawek i wykończenie, ale za to wieczorem wrzuciłam szósty bieg szyciowy. Poprawiłam podszewkę, tzn. ją wszyłam. Stójka okazała się nie za wysoka wcale,ale to wcale. Szlufki mogą być na tym poziomie, a kieszenie...kieszenie są na miejscu.

  Płaszcz odzyskał swoje życie i moje serce.

Do płaszcza mam torebkę z filcu z oryginalnym haftem. Produkt własny, oczywiście.

Game not over

  Wielka cisza na blogu dobiegła końca. 

  Gra trwa dalej. Szycie trwa dalej. Level ? Nieustająco w górę.

 A oto zaległości: bluzy z Endermanem, czyli ponownie fun-art.

 Materiał: dresówka cienka, a aplikacja z punto na flizelinie. Przy okazji odkryłam fajną klejonkę, która idealnie nadaje się do dzianin, gdyż klej naniesiony jest na elastyczną, także dzianinową, siatkę.

Oczywiście bluzy są dwie w rozmiarach 128 i 154, oczywiście trochę zmieniłam kolorystykę

 ( chociaż nie jestem do końca przekonana, czy się nie pomylą, bo były takie przypadki, gdy większy wciskał się w spodnie mniejszego...ot i sztuka  ) 

 Trochę zaszalałam przy dekolcie, bo cóż taki zwykły ściągacz? Czy jakaś lamówka? Kiedy można sobie młotkiem popukać o 22-ej ?  Zrobiła taką szerszą stójkę, czy też niby golf, górną krawędź przeszyłam, wcześniej waląc wyżej wspomnianym młotkiem, by sznurek miał ładny wlot i wylot. Celowo zrobiłam dłuższą stójkę, niż wymagał tego dekolt, by przy szyciu jej końce nachodziły na siebie. 

I jest, a raczej są. Radość ogromna i podziw kolegów.