Epizod 52/52

Koniec. Grande Finale. Ostatni tydzień 2016 roku dobiega końca. Ostatni dzień 2016 roku. Koniec projektu. Zapraszam na ostatni post z cyklu 52/52. 52 sukienka stała się faktem. Droga do niej była kręta. Wymyśliłam sobie sukienkę z frędzlami. Takie długie na 90 cm, doszywane do góry gorsetu. W pasmanteriach nie było takich. Pozostawało wycinanie z lycry lub ekoskóry. Wybrałam tę pierwszą i spędziłam uroczy wieczór mierząc, kreśląc i tnąc nożem krążkowym. Przypłaciłam to brakiem czucia w lewej ręce (która dociskała listewkę) przez kolejną dobę. Potem okazało się, że takie długie frędzle...yyy...no...to nie to... Umocowane do góry gorsetu robiły ze mnie totalną i całkowita tubę, bez talii i w ogóle. Podobno najlepsza jest gruba linia, bo wyraźna, no ale nie tym razem, bo bazę, bazę miałam świetną. Wykorzystałam na nią model 116 z Burdy 12/2010 i przedłużyłam, tym razem tyle ile trzeba, a nawet więcej. W zapasach szwów bocznych zrobiłam tuneliki i wsunęłam w nie fiszbiny. Reszta trzymała się sama ;) Tylko te frędzle... uparłam się na nie i musiały być. Kolejny wieczór spędziłam na rozmyślaniach. Zawdziałam bazę na manekina, przyrzuciłam frędzlami i myślałam i czekałam na oświecenie... Jak już zaczęłam odczuwać dyskomfort zbyt długiego leżenia na lewym boku, nastąpił przypływ inwencji twórczej. Z racji zbyt późnej pory jej wykonanie nastąpiło dnia następnego. Postanowiłam frędzle doszyć na wysokości pasa, a na dekolcie wykonać "dekorację" z frędzli skróconych do 12 paseczków. Paseczki te zostały umocowane od góry gorsetu do srebrnego paseczka u szyi. Srebrną pasmanterię nabyłam w trybie natychmiastowym i natychmiast ją wykorzystałam. Dekoracja u szyi i w pasie była niemal oczywistą oczywistością. Spód srebrnej obroży stanowi bawełniana tasiemka, do której są umocowane czarne paseczki z lycry. Dodatkowe zapięcie nie było konieczne, gdyż ogniwa łańcuszka rozpinają się bardzo łatwo i tak samo łatwo zapinają. Więcej zabawy było z doszyciem srebrzystości w pasie. Zanim to nastąpiło, krytycznie odniosłam się do samodzielnie wykonanych frędzli i wycięłam je w pień, skracając do długości ok 65 cm. Mało tego: każdy z nich OSOBNO przyszyłam do paska dzianiny, usztywnionego flizeliną. Potem dopiero przyszyłam je w pasie. A potem na to naszyłam srebrny łańcuszek, ogniwo po ogniwie, tymi ręcami... I tymi samymi ręcami, ogniwo po ogniwie odprułam, bo za ciasno go przyszyłam, likwidując przy tym efekt fal Dunaju. Potem to już tylko stylizacja, makijaż, fryzura, fotograf, plener... Aaaa i frędzle, frędzle trzeba było przyciąć do kolanka, w czym niezawodny okazał się M. Ten to ma oko ;) Gotowe. Sukienka tym razem przyćmiewa buty, baza zachowuje się przyzwoicie: można w niej siadać i w ogóle, fiszbiny się nie wbijają, ani nie wybrzuszają. Frędzle, frędzle zaś wspaniale prezentują się w ruchu i są zachwycające. 

Koniec.