Wszystko na papierze

     Wpadł mi w ręce niezły kawałek washable kraft paper i jak to ja, musiałam sprawdzić i przekonać się jak z tego się szyje". I wiecie co? Od tego momentu spokojnie mogę powiedzieć, że washable kraft paper jest dla wszystkich. Dosłownie dla wszystkich. Dla tych, co szyją zawodowo i amatorsko, dla tych co nie szyją wcale, ale mają zacięcie handmade, dla tych, co wiedzą, że do maszyny, jak do kierownicy,  trzeba usiąść przodem i nacisnąć pedał i szyć prosto, dla tych, którzy lubią sobie coś wyciąć i skleić, dla dzieci i dla seniorów, dla przyszłych mam i mam, z doświadczeniem, a także dla grona supermenów, którzy są bohaterami we własnych domach. Twórczość ogranicza jedynie wyobraźnia. 

  W moich rękach taki kawałek Washable Kraft Paper od miekkie.com, nie mógł skończyć tak po prostu. Nie mógł zostać elementem składowym plecaczka (bo nie noszę), ani oryginalną torbą na zakupy (bo mam ich z 50, a i tak zapominam). Mógł jedynie być elegancką torebką na łańcuszku. Do takiego wniosku doszłam po prześledzeniu informacji na jego temat, że niby papier, a zachowuje się jak skóra, że niby papier, a się nie targa!, że można prasować, podklejać, zwilżać i prać. Tylko z szyciem trzeba uważać, bo w razie pomyłki, nie ma wybacz - ślady po igle zostają!

  Biorąc pod uwagę wyżej wymienione właściwości, przystąpiłam do działania. Wycięłam prostokąt o wymiarach 62 cm na 27 cm i zeszyłam. Wyprofilowałam owalne denko - szer 13 cm i długości 28 cm, bo taki kształt torebki sobie wymyśliłam. Przyszywanie denka do torebki powinnam pominąć milczeniem, ale wtedy deklaracja, że washable craft paper jest dla wszystkich nie byłaby prawdziwa. Otóż, Moi Drodzy, da się, da się to przyszyć, tylko trzeba uprzednio papier zwilżyć, celem zmiękczenia go. Jednak, dla osób które chcą uzyskać efekt "pudełkowy" vel "kuferkowy" torebki polecam połączenie elementów za pomocą pistoletu na klej. Zaraz na pewno pojawią się głosy, ale jak?, torebka na kleju?! To się kupy nie trzyma! Trzyma się, trzyma. Trzeba tylko wcześniej dolną część boków torebki ponacinać w odstępach jednego centymetra i na głębokość jednego centymetra. Trzeba też nasze denko wzmocnić dodatkową warstwą z np. podkładki plastikowej. Po tym należy przystąpić do łączenia denka z bokami torebki.  Żeby krawędzie dolne torebki prezentowały się estetycznie można przykleić wypustkę w kolorze zbliżonym, idealnym lub kontrastowym. I na to wszystko, dalej za pomocą pistoletu na klej, mocujemy denko maskujące. Spód mamy gotowy.  

  Teraz wnętrze. Zaginamy górną krawędź torebki na głębokość 2 cm. Można zaprasować. Wycinamy dwa paski 1,5 cm na 8 cm, które będą stanowiły uchwyty dla paska lub łańcuszka. Paski podkleiłam na taśmie termicznej i do niej dokleiłam identyczne paski ze skóry naturalnej. Wiadomo, celem zwiększenia wytrzymałości papieru. Następnie paski, złożone na pół, umocowałam w miejscach przyczepu łańcuszka. Potem wycięłam pasek o długości 61 cm i szerokości 4 cm, umocowałam na nim zapięcie magnetyczne, a następnie doszyłam go do prostokąta podszewki (61 x 18 cm). Zszyłam bok. Potem, całą tą konstrukcję doszyłam ściegiem zupełnie prostym 4.0 do zagiętej części górnej torebki. I wszystko myk, do środka... A hola hola, a umocowanie górnej części torebki? Przeszyć po wierzchu? Eeee, jak to będzie wyglądało? Skoro już tak z tym klejem szalałam, to i górę od wewnątrz umocowałam na kleju. Wykazałam się tu sporym refleksem, wszak klej szybko stygnie. Potem jeszcze doszyłam denko z podszewki, a podszewka żakardowa de lux, wspominałam? 

  Czyżbym nadal słyszała głosy: na kleju to się nie będzie trzymało? Będzie, będzie. Zastosowałam dodatkowy trik i zmniejszyłam głębokość podszewki w stosunku do głębokości torebki. Tak, by ciężar noszonych w torebce rzeczy przekładał się głównie na podszewkę, mocowanie górne i uchwyty łańcuszka. No i nie zamierzam tej torebki używać do samoobrony. 

  Żeby jeszcze polepszyć sobie samopoczucie z powodu posiadania takiej torebki, nakleiłam na niej kwiatka. I teraz to wygląda ona jak z wykuta z blachy, jak jakiś metal-art. 

  A miało być miekkie, a nie twarde ;) I miał być tutorial, ale jak zaczęłam działać z washable kraft paper, to o zdjęciach zapomniałam.... 

   

Inne odcienie "greya"

    Cierpiąc na permanentny, chroniczny i całkowity brak czasu, wynikający, jak wyczytałam, z braku planu, planera, kolorowych kredek/pisaków/markerów i samoprzylepnych karteczek, prawie nie szyję dla siebie. Zamiast wolnego czasu mam metry tkanin do przeszycia, co wcale aż tak bardzo mnie nie martwi, powiedziałabym nawet, że wcale. Bardziej mnie martwi, że w tych metrach nic dla mnie... W związku z tą anomalią krawiecką, muszę pocieszać się uszytymi wcześniej rzeczami. 52 sukienki, mam co oglądać. Ale trzeba się też dostosować do pory roku, takiej ni to lato, ni to zima, ni to przedwiośnie. I tak, na kwietniową wiosnę, tryskającą kwieciem i zielenią polecam wszystkie odcienie "greya", czyli szarości. Wiadomo, nie ma co konkurować z wiosną i tak zawsze będzie bardziej: bardziej zielona, bardziej pachnąca, bardziej kwitnąca i przepiękna. A taki "grey" w postaci kurteczki do pasa w kamyczki i spódniczki, prawie z koła, idealnie tonuje szaleństwa primavery.  Powiem, że całkiem ten zestaw szarości lubię i noszę go, kiedy się da. Nosiłam też przy -5, ale tylko wtedy, gdy trasa mojego wyjścia obejmowała bieg do samochodu, parkowanie w parkingu pod galerią, zakupy w tejże galerii, powrót na parking i ostatni etap - sprint z samochodu do domu. Oj dobra, przyznam się, było też drugie dno tego wieloboju przy -5: bardziej od zakupów interesowało mnie obserwowanie reakcji innych kupujących na moją kurteczkę i spódnicę. Zakrzyknął by mistrz: kobieto! puchu marny! Hola, hola, nie taki marny, byle jaki podmuch mnie nie zdmuchnie, waga to potwierdza. Do spacerów przy -5 miałam kozaki, co też trochę obciąża i wzmacnia  grawitację. Tak więc, zajmowałam się też obserwacją i oględzinami wystaw, na których nie znalazłam, nawet zbliżonych do mojej kurteczki, modeli. Co cieszyło, ale i martwiło nieco, bo albo taką sobie nowinkę trzasnęłam, albo tak de mode jestem. Ponieważ z planowania mam zaplanowane tylko trzymanie się dobrych myśli, uznałam pierwszą opcję za właściwą. Wracając do stylizacji w tonacji "greya", noszę ją z przyjemnością, bo lubię. Przygody, jakie spotkały mnie w trakcie szycia kurteczki w kamyczki opisałam tutaj . Nawet podjęłam się próby opisania procesu twórczego, ale jak to ja nie dość, że bez metki, to jeszcze najczęściej bez pomocnego opisu. Spódnica, należąca do ulubionych, miała blogowe wejście rok temu . Od tamtego czasu spódnic mi nie przybyło, niestety, i nie zapowiada się, że to się zmieni. Pozostaje mi więc cieszenie się, tym, co mam. A i do tej szarości jest jeszcze torebka. Torebka niemal powystawowa. Torebka o zasięgu ogólnopolskim. Torebka, której powstawanie zostało ukazane na łamach Crafty. Ten haft wykonany ręcznie, ten filc profilowany na talerzu, ta urocza podszewka w kropeczki. Achy i ochy... Oczywiście mieści litr mleka, małą mineralną i bochenek chleba. Może jeszcze się podzielę metodą na wytworzenie takowej, wszak nie każdy Crafty kupuje.

  Dodatkową zaletą szarego zestawienia są jego odcienie, które, bez względu na kąt padania światła i stopień nasłonecznienia, do siebie pasują. Czym nie każdy kolor o różnych odcieniach może się poszczycić. Tu za przykład mogę podać "biały" (chociaż to podobno nie kolor, bo nie można go uzyskać na drodze łączenia innych barw). Kto miał okazję poszukiwać kawałka białego materiału, żeby sobie doszyć/przedłużyć/poszerzyć bluzkę/sukienkę/spodnie, ten wie, że lepiej już doszyć czarny fragment. "Inny" biały nie pasuje.

  I tak sobie biegnę, zrobiona na szaro, w tą buchającą zieleń.

 

Wzór na pojemność torebki.

Mamy wzory na pola figur geometrycznych, wzory na objętość tychże, wzory na obwód, na promień, na średnicę. Ale czy ktoś się kiedyś zastanawiał, jak obliczyć wzór na pojemność idealnej damskiej torebki? Istnieje pewne podejrzenie, że nie podjęto się przeanalizowania tego tematu. Nieokreślone są bowiem do tej pory nasze, kobiece, możliwości upychania w torebce wszystkiego, co na danym etapie życia jest nam potrzebne. Etap życia, to jedno, charakter kobiety, to drugie, umiejętności "układacza", to trzecie. To trzeba pomnożyć przez czas. Dodać prędkość i prognozę pogody. I to wszystko do kwadratu.  I co wychodzi? Że do damskiej torebki, bez względu na jej wielkość, mieści się o wiele więcej niż pojemność sugeruje. Ja ostatnio preferuję torebki, których gabaryty mieszczą (poza podstawowym pakietem: telefon+portfel+planner+pisadło+kosmetyczka+centymetr+skalpel) litr mleka i bochenek chleba i coś do chleba. Taka oto torebka powinna mieć wzmocnione dno (można wzmocnić grubą plastikową podkładką z kotkiem) owalne, o obwodzie 44 cm i szerokości 12 cm. Wysokość torebki dowolna, ale polecam 50 cm, zawsze można poszaleć z profilowaniem. Torebka powinna mieć kieszeń zewnętrzną (zdecydowanie lepsze są kieszenie wypukłe, płaskie są za płaskie) oraz wewnętrzną. Więcej kieszeni mi się nie przydaje, bo i tak najczęściej wszystko wrzucam jak leci, a potem szukam... ale tego nie trzeba nikomu tłumaczyć... Tak, no i uszy, ich szerokość najlepiej dopasować do kształtu torebki, a długość do własnych upodobań. Torebkę można uszyć, na przykład, z alcantary. I wszystko sobie dopasować tak, jak się chce. Można wszyć zamek, doczepić wieszadełka, zaszaleć z podszewką. Należy tylko pamiętać, żeby wędlinę wyjmować zaraz po powrocie do domu. Dwa dni później jej zapach może być przyczyną pożegnania z torebką...  

RTG w torebce

I nie chodzi o to, żeby prześwietlać nasze torebki. Nie chodzi o to, co mamy w torebkach, bo mamy zawsze dużo rzeczy, do tego niekiedy tak zaskakujących.... Chodzi o wykorzystanie rzeczy, które wydawałoby się, w szyciu w ogóle są nieprzydatne. Czy już pisałam, że tzw. PRZYDASIE mnie wykończą? One plus moja kreatywność, na którą coraz mniej czasu. Takie na przykład RTG - leży sobie gdzieś w zakamarkach naszych szaf, obok teczek.... Leży całymi latami, po co? Bo PRZYDA SIĘ! No przyda się, naprawdę. Jako wkład usztywniający do małej torebeczki na złotym łańcuszku. Mała torebeczka ze  sztucznego tworu futerkowego ( coś a la strzyżona gąsienica ). Oczywiście u mnie od nagłego pomysłu do wykonania droga krótka. Futerka zostało mi mało, ale w sam raz na torebkę. Do tego zapięcie magnetyczne, do tego łańcuszek od starej torebki z SH, do tego resztka satyny na podszewkę, do tego tasiemka atłasowa w kolorze zbliżonym do futerka. I stare RTG.

Wycięłam z futerka prostokąt 21 x 43 cm i dwa małe prostokąciki na boki 10 x 12, które to zaokrągliłam z jednej strony. Z satyny wycięłam takie same elementy. Pozszywałam, osobno elementy z futerka, osobno z satyny.

Potem zeszyłam je ze sobą, zostawiając otwór, by wepchnąć RTG, o wymiarach 20 x 41 cm. Potem nabiłam zapięcie, co nie było za łatwe, bo naciąć równo trzy warstwy : futerko, RTG i podszewkę, nastręcza trochę trudności, ale dało się.

Kolejny krok to było pozaszywanie otworu, przez który wepchnęłam RTG. I pozostało mi tylko dołączenie paska i co? I ze złotego łańcuszka, który miał być paskiem torebki, wyciągnęłam oryginalny czarny pasek ze skaju. Przewlekłam atłasową tasiemkę i ... I zorientowałam się, że przymocowanie paska do torebki powinnam była zrobić na etapie zszywanie podszewki z futerkiem. A nie zrobiłam tego. Musiałam boczki trochę nadpruć i wepchnąć tam troczki z satyny, do których był dołączony pasek.

No i już torebka z RTG gotowa. Jest malutka, zgrabniutka, w sam raz na chusteczki, telefon i portfel. Do tego twór futerkopodobny, zmienia swój odcień wraz ze zmianą oświetlenia i dobrze się komponuje ze złotym łańcuszkiem. Podoba mi się.